7.12.2012 - Mikołajki w SK PCK
Mikołajki w kole PCK
Tradycje, rodzina to wartości do których przykładamy wielką wagę. Uważamy bowiem, że ten, ko ma oparcie w rodzinie ma więcej pewności siebie, jest wrażliwszy, chętniej pomaga innym. Cenimy nasze rodziny i chcemy wnosić do nich cos dobrego, chcemy być potrzebni naszym rodzicom, tak jak oni nam.
Dlatego też wśród nas – członków koła PCK – zrodził się pomysł upieczenia prawdziwych, lukrowanych pierniczków dla naszych najbliższych, to taki nasz mikołajkowy prezent, bo przecież „grunt to rodzinka”
„Rodzina nie cieszy,
nie cieszy gdy jest.
A jeśli jej nie ma
samotnyś jak pies.”
W akcję szczególnie zaangażowali się uczniowie klasy IIIa błędowskiego gimnazjum. Pod kierunkiem opiekunki koła p.Teresy Franaszek: Kamila, Dominika, Sylwia, Milena, Bartek, Michał „wyczarowywali” pachnące pierniczki. Oczywiście wszystko po kolei, nie tak szybko i nie tak łatwo (ale Kraków też nie od razu zbudowano).
Na początku było najtrudniej i trzeba było przygotować ciasto. Dzięki podziałowi pracy uporaliśmy się z tym dość szybko.
Dominika miała za zadanie rozpuścić składniki, Michał zgłosił się do wyrabiania ciasta, pozostali czuwali nad dodaniem wszystkich składników zgodnie z przepisem. Dzięki fachowym podpowiedziom koleżanek Michał bardzo sprytnie wyrobił ciasto
i uformował pachnący miodem wałek.
Potem to już tylko wałkowanie i wycinanie foremkami ciasteczek. Robili to wszyscy, każdy inny kształt, ale w tym najwytrwalsi okazali się Kamila i Bartek.
Podział pracy, dwie kuchnie, cztery brytfanny, sześciu cukierników i szef to przecież jak w zakładzie cukierniczym żartowała p.Teresa Franaszek. Sami się dziwiliśmy, że nam tak dobrze szło.
Najprzyjemniejsze było chyba lukrowanie. Dominika opanowała technikę smarowania pędzelkiem, a Michał robił wzorki specjalną maszynką. Milena i Sylwia zdobiły kolorową posypką i czekoladą. Oczywiście wszyscy próbowali, nie było żadnych ograniczeń. Najlepiej smakowały te gorące, prosto z brytfanny (palce lizać).
O godzinie 16, czyli po dwóch godzinach pracy mogliśmy podziwiać nasze dzieło. Ach jak miło było patrzeć na te tradycyjne pierniczki, ze świadomością „to moje dzieło”. Wspaniałe uczucie.
A jeszcze milej będzie, gdy je zaniesiemy do naszych domów, naszych rodzin i powiemy „Kochani to dla Was ode mnie. Sam/a zrobiłem/am.”
Tak sobie myślimy, że wcale nie tak trudno zrobić coś dobrego dla innych, uprzyjemnić, osłodzić życie najbliższym.
Nas kosztowało to tylko dwie godziny przyjemnej pracy. Bierzcie z nas przykład, naprawdę warto zrobić coś dla innych.